Wysoki kontrast
Wielkość tekstu
Dostępność
  • Dostępność
    • Wysoki kontrast
    • Wielkość tekstu
    • Dostępność

Quo vadis Armenio?

Bez kategorii

Jerzy Marek Nowakowski

Przedterminowe wybory w Armenii odbędą się 20 czerwca. W gruncie rzeczy nikt ich nie chciał. Ani rządząca partia premiera Nikola Paszyniana (Mój Krok) ani podzielona, choć zjednoczona w żądaniu odejścia Paszyniana opozycja. Klęska wojenna w starciu z Azerbejdżanem, następnie niezbyt fortunnie i sprawnie prowadzone rozmowy pokojowe zmusił premiera, którego do władzy wyniosła rewolucja latem 2018 roku, do tego by rozpisać wybory. Jego przeciwnicy polityczni, zjednoczeni podczas masowych demonstracji natychmiast podzieli się na kilka bloków. A do roli głównego przeciwnika rządzącej grupy wyrósł były  prezydent, postrzegany jako osobisty wróg Paszyniana – Robert Koczarian.

Koczarian spędził po rewolucji kilka miesięcy w więzieniu, oskarżony przez rewolucjonistów o to, że ponosi odpowiedzialność za śmierć demonstrantów zabitych podczas pacyfikacji protestów po wyborach w 2008 roku. Ponieważ sam Paszynian po tych protestach był aresztowany i skazany opinia publiczna traktowała proces przeciwko Koczarianowi jako osobista zemstę premiera.  Na dodatek czasy prezydentury Koczariana (1998-2008) są pamiętane w Armenii jako czas prosperity i narodowej dumy. Ormianie po zwycięskim starciu o Górski Karabach odbudowywali kraj, otrzymywali znaczną pomoc z Rosji a jednocześnie układali sobie coraz lepsze relacje z Zachodem. Sam prezydent – jeden z bohaterów wojny o Karabach (skąd się wywodzi) – zbudował sobie osobiste, przyjazne relacje z Władimirem Putinem. Wystarczy powiedzieć, że prezydent Rosji wysyłał my do więzienia osobiste życzenia imieninowe i urodzinowe.

Wedle opublikowanego 5 czerwca sondażu opinii publicznej zrealizowanego pod egidą renomowanej grupy Gallup International 22,4 % wyborców popiera partie Paszyniana, a 20,6 % Koczariana, przy czym ten drugi znajduje się na fali wznoszącej a pierwszy opadającej. Pozostałe siły polityczne mają zdecydowanie mniejsze poparcie. Główna opozycyjna partia w obecnym parlamencie, Kwitnąca Armenia, oligarchy Gagika Carukiana może liczyć na nieco ponad 4% głosów zaś rządząca do 2018 roku Partia Republikańska występująca dla niepoznaki pod nazwą partii Honoru na nieco mniej niż 4%. Wreszcie zdecydowanie prozachodnia „Oświecona Armenia” Edmona Marukiana otrzymuje w sondażu wsparcie zaledwie 3% wyborców.

Zwraca uwagę fakt, że głosy przepływają przede wszystkim od zwolenników obecnego premiera, który w porównaniu z lutym stracił ponad 11% poparcia, do Koczariana. Były prezydent nie ukrywa swoich sympatii prorosyjskich. A to znaczy, że spora część ormiańskich wyborców, przekonanych, że najważniejszą sprawą jest odzyskanie wciąż uwięzionych w Azerbejdżanie jeńców wojennych oraz program obrony ormiańskiego stanu posiadania w Górskim Karabachu, uważa, że może liczyć wyłącznie na pomoc Rosji.

Szczególnie dziwi słaby wynik „Oświeconej Armenii”. Marukian był obok urzędującego premiera jednym z liderów rewolucji 2018 roku a jednocześnie nie splamił się ani udziałem w klęsce podczas ubiegłorocznej wojny, ani współpracą z Rosjanami, konsekwentnie głosząc potrzebę uniezależnienia Armenii od Moskwy i jej zwrotu na Zachód. Sam Marukian  liczy wciąż na bardzo dużą grupę wyborców niedecydowanych. Blisko 45% ankietowanych przez Gallupa oznajmiło, że nie wie na kogo będzie głosować. Równocześnie prognozowana frekwencja będzie stosunkowo wysoka, bo ponad 55% obywateli Armenii zapowiedziało, że „na pewno weźmie udział w wyborach”, a kolejne 20 % „raczej”.

Specjaliści socjologii wyborczej zwracają uwagę na to, że z jednej strony aktywność polityczna Ormian jest bardzo znaczna, a z drugiej strony ogromny procent niezdecydowanym na zaledwie dwa tygodnie przed wyborami stanowi w gruncie rzeczy żółtą kartkę dla całej klasy politycznej.

Wypada pamiętać, iż konflikt ormiańsko – azerski przybiera coraz ostrzejsze formy, oraz, że przeniósł się on z granicy enklawy karabachskiej na bezpośrednią granicę obu państw. Ta zaś jest formalnie granicą zarządzanego przez Rosję, ale grupującego także Kazachstan, Białoruś, Kirgizję czy Tadżykistan „Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym” podobnie jak NATO zobowiązanego do natychmiastowej interwencji w razie zagrożenia granic któregokolwiek państwa członkowskiego.

Tymczasem po formalnym zwróceniu się przez Armenię o pomoc wobec zagrożenia ze strony Azerbejdżanu (i naruszenia granicy) centrala Organizacji, kierowana przez białoruskiego generała Stanisława Zasa nabrała wody w usta.

Zdawać by się mogło, że dla Ormian  powinien być to czytelny sygnał: nie liczcie na Rosję i jej pomoc. Głosy prasy mogły na taki zwrot opinii publicznej wskazywać. Ale nic takiego się nie stało. Przeciwnie, w oczach opinii publicznej zyskuje partia Roberta Koczariana postrzegana jednoznacznie jako najbardziej promoskiewska.

Kampania wyborcza w Armenii dopiero się rozkręca. Można jednak uznać, że spora część obywateli jest zawiedziona zarówno Zachodem jak Rosją. A jednocześnie jest przekonana, iż udział w wyborach jest obywatelskim obowiązkiem. Pytanie brzmi: czy Ormianie są gotowi na rezygnację z faktycznej niepodległości w zamian za protekcje rosyjską, czy też są zdolni do porzucenia wizji rewanżu na Azerach, porozumienia się z Turcją albo też ryzykownego ale wyraźnego zwrotu ku Zachodowi?

To oczywiście także pytanie o politykę USA i Europy. Bo jak dotąd Zachód nie dał Armenii zbyt wielu szans na zmianę kursu.

Pierwszy prezydent Armenii Lewon Ter-Petrosjan ostrzega, że w razie braku wyraźnego rozstrzygnięcia wyborów kraj może pogrążyć się w sporze, który otworzy drogę Azerbejdżanowi do kolejnych aneksji terytorialnych a Rosji do całkowitego uzależnienia kraju na modłę kolonialną. Warto pamiętać, że ordynacja wyborcza Armenii jest dość skomplikowana. W 2021 r. w wyborach w Armenii, które po raz pierwszy odbędą się tylko z list partyjnych, weźmie udział rekordowa liczba uczestników – 23 partie i 4 bloki. Partie muszą dostać 4%, aby dostać się do parlamentu, bloki dwóch partii – 8%, bloki trzech partii – 9%. Jeśli w oparciu o wyniki wyborów partie i bloki, które przeszły do ​​parlamentu, nie mogą utworzyć koalicji rządzącej, to po miesiącu odbędzie się druga tura z udziałem dwóch partii lub bloków, które zajęły dwa pierwsze miejsca. Sondaże wskazują na potężną dezorientację polityczną Ormian i jednocześnie na chęć i wolę zmiany. Armenia po 30 latach niepodległości znalazła się na historycznym zakręcie.

https://www.aravot.am/

https://news.am/eng/news/647717.html

https://gallup.am/reports/

https://www.aravot-ru.am/2021/06/07/358338/

Skip to content