Wysoki kontrast
Wielkość tekstu
Dostępność
  • Dostępność
    • Wysoki kontrast
    • Wielkość tekstu
    • Dostępność

Ostrzegałem… Co upadek cywilizacji epoki brązu może nam powiedzieć o epidemii koronawirusa?

Artykuły

Felieton dr. Grzegorza M. Malinowskiego to pierwszy z publikowanych przez nas tekstów, w których będziemy szukać odpowiedzi na pytanie, czym dla współczesnego świata może okazać się epidemia koronawirusa.

Nie uważam się za proroka. Prorokiem był na przykład Mojżesz, który powiedział faraonowi, że jeśli nie zrobi tego a tego, to następnego dnia będzie miał do czynienia z żabami, muchami, szarańczą i tak dalej. I wszystko mu się sprawdzało. Ja takich zdolności nie mam. Niemniej jednak mniej więcej rok temu na pewnej konferencji oznajmiłem światu pewne proroctwo.

I wprawdzie mam gorącą nadzieję, że okażę się fałszywym prorokiem, to jednak pewne elementy tego, co się aktualnie dzieje, i co zapewne niebawem nastąpi, doskonale wpisują się w nakreślony przeze mnie obraz.

Ktoś kiedyś powiedział, że im dalej chcemy wybiec w przyszłość, tym dalej trzeba sięgnąć w przeszłość. Idąc za tą radą, udałem się w poszukiwaniu wskazówek aż do epoki brązu. Moim przewodnikiem w tej wyprawie był Eric H. Cline – profesor historii starożytnej i archeologii na George Washington University w Waszyngtonie. W szczególności zaś jego książka zatytułowana „1177 p.n.e. – rok, w którym załamała się cywilizacja”.

Streszczenie tej, jakże interesującej lektury zacznę od błędnego, ale funkcjonalnego stwierdzenia, że „świat już kiedyś był zglobalizowany” (błędnego – gdyż świat ze swej istoty jest globalny, więc raczej nie wymaga globalizacji). Jeśli Państwo pamiętacie lekcje historii z czasów szkoły średniej, to prawdopodobnie zgodzicie się ze mną, że historię otwierały lekcje o prehistorii człowieka. Było coś o neandertalczykach, było o zlodowaceniach, potem był szybki skok do starożytnego Egiptu, krótka wizyta u cywilizacji Sumerów i potem już zaczynały się początki starożytnej Grecji, a potem Rzymu.

Słusznie, czy niesłusznie – mój program historii w szkole średniej nie przewidywał pogłębionych studiów nad tym, co działo się na świecie mniej więcej między 3400 rokiem przed naszą erą a rokiem 700 przed Chrystusem. W konsekwencji można powiedzieć, że historia, jaką znamy, zaczyna się tam, gdzie kończy się opowieść o epoce brązu.

W tym miejscu należy otworzyć nawias. Otóż historycy, niczym ekonomiści – bardzo nie zgadzają się między sobą w niektórych kwestiach. W przypadku epoki brązu istnieją spory związane z datowaniem – z określeniem początku i końca tego okresu. Profesor Cline uważa, że faktyczny upadek cywilizacji epoki brązu nastąpił w XII w p.n.e. W tym kontekście pada właśnie tytułowa data, czyli 1177 r p.n.e. Zdaniem uczonego mniej więcej w tym okresie nastąpił rozkład światowego ładu.

No ale po kolei. Cline uważa, że ówczesny świat wbrew temu, co dziś o nim myślimy – charakteryzowały bardzo ścisłe relacje pomiędzy państwami. Kwitł handel, rozwijała się dyplomacja (o czym świadczą choćby liczne przypadki więzi matrymonialnych pomiędzy rządzącymi elitami), wymieniano także liczne owoce ówczesnej kultury materialnej. Główny cel tej ożywionej współpracy międzynarodowej był jeden: zabezpieczenie dostaw rud miedzi oraz cyny. Dysponowanie dostępem do tych surowców było konieczne do produkcji brązu, który z kolei był niezbędny do podstawowego rzemiosła, jakim od wieków parał się człowiek (nie, nie to, co Państwu teraz chodzi po głowie) – wojny.

O ile w tym antycznym świecie dostęp do miedzi był stosunkowo dobrze zdywersyfikowany, o czym świadczą liczne kopalnie na Cyprze, na obszarze dzisiejszej Turcji, a nawet Grecji, o tyle cynę wydobywano jedynie w kopalniach zlokalizowanych w regionie Badachszanu – dzisiejszego pogranicza Tadżykistanu, Afganistanu i Pakistanu. Cyna była następnie transportowana lądem przez Mezopotamię (dzisiejszy Irak) i północną Syrię, a stamtąd docierała do wszystkich zakątków świata śródziemnomorskiego.

Należy zwrócić uwagę przede wszystkim na strategiczne znaczenie cyny. Bez niej nie mogło być brązu, a bez brązu nie dało się funkcjonować. Oznacza to, że

cyna była wówczas tak samo ważna, jak współcześnie ropa naftowa. I tak samo, jak współcześnie ważne jest zagwarantowanie bezpieczeństwa dostaw ropy naftowej, podobnie wówczas – każdy liczący się władca musiał się troszczyć o dostęp do cyny. W szczególności dotyczyło to kultury egejskiej, egipskiej, hetyckiej, kananejskiej, asyryjskiej, babilońskiej oraz takich organizacji państwowych jak Alaszija (współczesny Cypr) czy królestwo Mitanni. To właśnie te organizmy państwowe nadawały ton epoce brązu i stanowiły coś na kształt współczesnego formatu „G8” – czyli nieformalnego ugrupowania ośmiu najpotężniejszych krajów świata.

Reasumując, jeszcze w XII w p.n.e. funkcjonują na świecie bardzo prężnie rozwijające się kraje. Prowadzą z sobą intensywną wymianę handlową i pozostają w ożywionych stosunkach dyplomatycznych, zaś podstawą ładu światowego jest równowaga sił gwarantowana przez bezpieczny dostęp do strategicznych surowców naturalnych.

No i nagle….wszystko ulega zawaleniu… W ciągu kilkudziesięciu lat wszystkie wymienione państwa upadają (poza Egiptem, który jednak doznaje potężnego wstrząsu), światowy ład znika, cywilizacja ulega załamaniu. Symboliczną datą tego okresu jest właśnie wspomniany rok 1177 p.n.e. – rok, w którym Egipt zostaje napadnięty.

Praktycznie w całym XX wieku archeolodzy próbowali wskazać przyczynę tego gwałtownego załamania się cywilizacji brązu. Co jakiś czas formułowano hipotezy, które miały wyjaśnić wydarzenia tamtego okresu. Najliczniejsze grono zwolenników zyskała koncepcja inwazji ludzi morza. „Ludzie morza” – czyli Filistyni bądź Etruskowie. Niewiele o nich wiemy, w każdym razie były to wojownicze ludy, przemieszczające się drogą morską, które na przełomie XIII i XII w. p.n.e. siały ogromne spustoszenie i prowadziły do destabilizacji Bliskiego Wschodu. To właśnie oni w 1177 p.n.e. dokonali inwazji na Egipt.

Czy w takim razie winą za upadek ówczesnych cywilizacji można obarczyć ludzi morza? Niestety, nie jest to takie proste. Hipoteza ta z czasem stawała się coraz bardziej problematyczna. Archeolodzy znajdowali coraz więcej dowodów przemawiających za tym, że ludzie morza w pojedynkę nie byliby w stanie zdestabilizować sytuacji politycznej całego ówczesnego świata przede wszystkim dlatego, że ich działanie miało wymiar lokalny. Dla współczesnego człowieka słowo „inwazja” kojarzy się z setkami tysięcy zbrojnych, podporządkowujących sobie kolejne terytoria. Tymczasem w starożytności tego typu działania były logistycznie niewykonalne. Wychodzi więc na to, że w pojedynkę ludzie morza nie byliby w stanie podporządkować sobie całej grupy G8 tamtego świata.

Archeolodzy nie poddawali się w swoich poszukiwaniach. Pojawiały się następne hipotezy. Niektórzy przekonywali, że winna wszystkiemu była potężna susza, której ślady znaleziono na Cyprze. Inni wskazywali, że to raczej wielkie powodzie mogły zburzyć ład społeczny. Jeszcze inni uznawali za głównego winowajcę trzęsienia ziemi (wykopaliska w Ugarit oraz Grecji). Niemałe grono zwolenników miały także hipotezy epidemii oraz głodu.

Charakterystyczne dla XX-wiecznego sposobu myślenia o tamtym okresie jest to, że za każdym razem próbowano zredukować upadek cywilizacji do pojedynczego czynnika. Ludzie morza, głód, susza, trzęsienia ziemi, zaraza – naukowcy robili, co mogli, żeby to ich hipoteza zdominowała myślenie o przyczynach zagłady.

W ostatnich dekadach na epokę brązu zaczęto patrzeć zupełnie inaczej. Osiągnięty nawet został w tej kwestii pewien konsensus. Stwierdzono mianowicie, że najprawdopodobniej załamanie cywilizacyjne nie miało jednej przyczyny. Cywilizacja nie ustąpiła pod wpływem jednego czynnika, ale raczej pod wpływem wielu różnych czynników nagromadzonych w relatywnie krótkim czasie. Profesor Grzegorz W. Kołodko zwykł tego typu sytuacje opisywać stwierdzeniem „rzeczy działy się, jak się działy, ponieważ wiele rzeczy działo się naraz”. Można powiedzieć, że wszystkie omawiane kataklizmy nie miały potencjału do tego, ażeby w pojedynkę podkopać funkcjonowanie ówczesnego świata. Dopiero ich nagromadzenie w czasie i przestrzeni mogło spowodować, że sytuacja przybierze kształt katastrofy.

Może pamiętacie Państwo tekst sprzed miesiąca? Pisałem, że

w pewnych okolicznościach (konkretnie chodzi o sytuacje, które w statystyce daje się opisać za pomocą rozkładu normalnego) prawdopodobieństwo wylosowania dwóch lub trzech przypadków rzadkich – jest znacznie wyższe, niż prawdopodobieństwo wylosowania jednego przypadku bardzo rzadkiego. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku epoki brązu. Mniej więcej w tym samym czasie nagromadziło się kilka, lub nawet kilkanaście rzadkich, nieprzewidywalnych zjawisk o charakterze katastrofy, i wszystkie naraz rozsadziły ówczesny ład polityczny.

Drogi Czytelniku kończę wątek epoki brązu następującym podsumowaniem: właściwości statystyczne tamtej epoki powodowały, iż było mało prawdopodobne, żeby ona upadła w wyniku wystąpienia pojedynczego zjawiska (czarnego łabędzia). Większość ryzyk miała wówczas zasięg lokalny, a więc stwarzający zagrożenie tylko na obszarze swego występowania, i nigdy nieprzenoszący się do innych krajów. Wszakże nawet pandemie tamtego okresu, choć znacznie bardziej zabójcze niż współczesne – miały potencjał do wybicia populacji całego kraju, ale nie całego świata.

Z tego punktu widzenia, możemy dokonać przeskoku z epoki brązu do czasów współczesnych, i zastanowić się nad charakterem dzisiejszych zagrożeń. Taka refleksja nie napawa optymizmem.

Fundamentalną różnicą pomiędzy epoką brązu a naszą jest fakt, że w sposób istotny zmieniły się właściwości statystyczne funkcjonowania cywilizacji. W epoce brązu – ryzyka miały charakter lokalny. Współcześnie te same ryzyka nabrały charakteru globalnego i pojawiło się wiele nowych, również o globalnym zasięgu.

Podam prosty przykład – gdyby 200 lub 300 lat temu jakiś straszliwy żywioł zniszczył na przykład odległą Japonię, to po pierwsze informacja o tym wydarzeniu dotarłaby do Polski prawdopodobnie kilka lat później, a po drugie – poza ciekawym tematem do rozmów nikt by nie odczuł żadnych konsekwencji. Gdyby zaś identyczny kataklizm spustoszył Japonię dzisiaj – to jutro mielibyśmy międzynarodowy kryzys światowy. Świat stał się tak mały, że każdy niemal natychmiast może korzystać ze wszystkich udogodnień i benefitów związanych z postępem technicznym. Niestety zapominamy o tym, że z tych samych powodów – w analogiczny sposób partycypujemy we wszystkich jego problemach i zagrożeniach.

Ponadto, w epoce brązu nikt nie musiał się martwić o skażenie radioaktywne planety, ocieplenie klimatu, cyberterroryzm czy unikanie opodatkowania przez trans-narodowe koncerny. Takich zagrożeń nie było, a teraz są.

Szanowny Czytelniku właściwości statystyczne świata przeobraziły się. Po raz trzeci powtórzę: ryzyko, które dawniej miało charakter lokalny, teraz ma charakter globalny. A podstawowa konsekwencja jest taka:

upadek naszej cywilizacji może być spowodowany nie przez szereg następujących po sobie katastrofalnych, rzadkich wydarzeń (jak to było w epoce brązu), ale przez (tylko) jedno wydarzenie. Jakie wydarzenie? Tego oczywiście nie wiemy. Dawniej „rzeczy działy się, jak się działy, ponieważ wiele rzeczy działo się naraz”. Współcześnie zaś „rzeczy dzieją się, jak się dzieją, ponieważ nagle wydarzyło się coś”.

Oczywiście nie uważam, że przypadek koronawirusa zniszczy naszą cywilizację, ale możecie Państwo śledzić, jak wielkiego spustoszenia dokona jedno wydarzenie, przed którym notabene ostrzegałem nieco ponad miesiąc temu (tekst był pisany w drugiej połowie lutego). Przypomnę także, że w Europie mówiło się wtedy, że nie ma się czego obawiać, bo to praktycznie to samo, co grypa……

Sens mojego ubiegłorocznego proroctwa był następujący: nasza względnie komfortowa, stabilna, optymistyczna i bogata rzeczywistość z roku 2019 może z dnia na dzień zamienić się w zgliszcza. Ażeby do tego doszło, nie trzeba wiele. Wystarczy jedno. Koronawirus pokazuje, jak to może wyglądać…

Grzegorz M. Malinowski
(Sądeczanin, doktor nauk ekonomicznych, filozof. Wykładowca na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.)
e-mail: [email protected]
TT – @grzesiek.mal

Artykuł został najpierw opublikowany pod innym tytułem na portalu Sadeczanin.info

Skip to content